czwartek, 9 kwietnia 2015

Le semaine de Chanel. Coco’s testament



Mam dla Was pewne zadanie. Proste. Z pozoru. Wyobraźcie sobie, że macie stworzyć praktyczną, kilkuelementową i uniwersalną garderobę na każdą okazję. Macie na to nieograniczony czas i budżet. Warunek jest jeden: „mała czarna”, torebka na łańcuszku i sztuczna biżuteria – surowo zakazane! Uważacie, że zadanie jest niewykonalne? Ja też. I to wszystko wina Coco Chanel :-)



Chanel projektowała, szyła, rozpruwała i szyła na nowo (lepiej) przez niemalże pół wieku. To wystarczająco dużo czasu, żeby stworzyć niepowtarzalny styl. Styl, na który składa się zaledwie kilka elementów (modyfikowanych i dopracowywanych w czasie), a obecnie – niezbędników szafy każdej współczesnej kobiety.





MAŁA CZARNA





Historia powstania średniej długości, uniwersalnej i w zasadzie niczym niewyróżniającej się czarnej sukienki znana jest wszystkim elegantkom niemal tak samo dobrze, jak baśń o Kopciuszku czy nazwisko autora „Romea i Julii”.



Jest rok 1920. W życie wchodzi Traktat Wersalski, Agatha Christie wydaje Tajemniczą historię w Styles, a Zygmunt Freud pisze rozprawę Poza zasadą przyjemności. Pierwsza wojna światowa jest wspomnieniem ciągle świeżym, ale Europa próbuje o niej zapomnieć, wracając do dawnego stylu życia. Na sceny teatrów i oper Starego Kontynentu trafiają nowe dramaty, na teatralne loże – staromodna widownia. Diademy, strojne suknie wieczorowe i okazałe fryzury. To ukazało się oczom Chanel. „Te czerwienie, te zielenie, te jaskrawe błękity, od których zrobiło mi się mdło” – zwierzała  się Coco przyjacielowi, Paulowi Morandowi. „Te kolory są nie do zniesienia. A niech mnie, ja te kobiety ubiorę na czarno. Narzuciłam czerń, bo czerń jest silna” – postanowiła.



Czerń jest nie tylko silna i ponadczasowa. Jest też neutralna. Chanel chciała odmienić dotychczasowy stan rzeczy i stworzyć uniwersalną suknię, w której na plan pierwszy ma zostać wydobyta kobieta. Czerń, elegancka, wytworna, ale zarazem niezauważalna jest do tego idealna.

Pozwala stworzyć odpowiednie tło.



Pojawienie się „małej czarnej” stanowiło istny przełom w modzie dwudziestolecia międzywojennego, a wydarzenie to było niemal tak istotne, jak wynalazek roweru ;)

Może tutaj przesadziłam, ale jedno jest pewne. Krótka, nieskomplikowana sukienka stała się uniwersalną bazą, która ratuje nam życie w niejednej podbramkowej sytuacji.





SZTUCZNA BIŻUTERIA



Może i diamenty są najlepszym przyjacielem kobiety, ale nie każda kobieta ma szansę na takiego „przyjaciela” sobie pozwolić. Z pomocą, jak zwykle, przychodzi jednak Chanel. Nonkonformistka i samozwańcza reformatorka mody i sposobu bycia wypowiedziała wojnę niebotycznie ciężkim i wartym fortunę kamieniom szlachetnym. Wojnę, w której za amunicję posłużyły długie sznury sztucznych pereł, a o zwycięstwie lub przegranej zadecydować miała liczba „nawróconych” bogaczek.



Coco może i nie była wykształcona i nie studiowała na światowej sławy uczelniach, ale świetnie wiedziała co znaczy słowo „marketing”. Sprytnie wykorzystała skłonność kobiet do naśladowania innych. Na spotkaniach towarzyskich pojawiała się we własnych projektach, próbując zwrócić na nie uwagę współtowarzyszek zabawy.     

„Kobiety nie wiedzą, czego pragną, dopóki nie zobaczą tego u innej kobiety” – mawiał ktoś… I Chanel była tego w pełni świadoma.



Do dziś, dzięki chanelowskiej smykałki do interesów, sztuczna biżuteria stanowi nieodłączny element każdej kolekcji Domu Mody Chanel. I nawet jeśli obecnie ceny „fałszywych” błyskotek, firmowanych podwójnym „C”, przyprawiają o zawrót głowy, ich wszechobecność w naszych codziennych stylizacjach zawdzięczamy pewnej niepozornej Francuzce…





ŻAKIET + SPÓDNICA + SWETER… = CHANEL







Naprawdę trudno znaleźć jakikolwiek uniwersalny element garderoby, który nie przywoływałby na myśl nazwiska Chanel. Przymiotnik „ponadczasowy” to przecież niezmiennie od prawie stu lat synonim chanelowskiego pojęcia stylu i elegancji.  



Tweedowy kostium, ołówkowa spódnica przed kolana czy dżersejowy sweter to stylowy zamysł Coco Chanel w najczystszej postaci!



„Otwórz swoją szafę, a ujrzysz w niej ducha Chanel” – zapewnia Karen Karbo, amerykańska pisarka. W swojej, inspirowanej życiem androgenicznej reformatorki mody, Księdze stylu Coco Chanel. Jak stać się elegancką kobietą z klasą udziela wielu praktycznych rad, jak żyć na własnych warunkach, nie tracąc przy tym klasy i uroku.  





TOREBKA NA ŁAŃCUSZKU








Kobiety dwudziestolecia międzywojennego podczas eleganckich wyjść zmagać musiały się z problemem wieczorowej torebki, która blokowała im ręce. Powitania i pozdrowienia stanowiły nielada wyzwanie i wymagały niemałej wprawy. Trochę jak dzisiaj podczas bankietów – jak pić czy jeść, jeśli jedna dłoń zajęta jest przez kieliszek szampana, a w drugiej trzymamy talerzyk z przystawkami i widelczykiem?



Coco Chanel, obserwująca otoczenie wnikliwym i krytycznym okiem, szybko znalazła rozwiązanie tego niewygodnego problemu. Do skórzanej, prostej torebki dołączyła łańcuszek. Zawieszenie torebki na ramieniu uwolniło ręce. Proste i genialne!    Tak powstał kultowy model 2.55 – pierwsza pozycja na liście każdej zakupoholiczki.







CHANEL No. 5



Kobieta, która nie ma swoich ulubionych perfum, jest jak kobieta bez przyszłości” – mawiała Chanel i robiła wszystko, żeby „ulubionymi perfumami” każdej kobiety stało się Chanel No. 5. Spryskana nieco piżmowym zapachem, przechadzała się między zaintrygowanymi współtowarzyszkami wieczornych spotkań, udzielając przy tym dokładnych informacji na temat zapachu i miejsca, gdzie można go nabyć.



W biografiach Coco Chanel pojawiają się dwa wyjaśnienia nazwy perfum. Według niektórych Ernest Beaux, znany międzywojenny perfumiarz, przedstawił kobiecie pięć kompozycji zapachowych, stworzonych specjalnie dla niej. Spośród nich Chanel wybrała ostatnią, piątą próbkę. Inni twierdzą, że „5” była ulubioną cyfrą Gabrielle i stąd nazwa perfum. Co do jednego wszyscy są jednak zgodni. Chanel No. 5 to od niemal stu lat jedne z najlepiej sprzedawanych flakonów na świecie.



W niewielkiej buteleczce zamknięte są dziesiątki aromatów: jaśminu, irysa, wanilii, ambry czy olejku sandałowego… A stulistna róża, zbierana raz w roku z pól w okolicach francuskiego Grasse, do dziś stanowi główny składnik perfum.



O kompozycji ok. 80 różnych zapachów zrobiło się głośno w ubiegłym roku, kiedy to pojawiło się ryzyko, że prosta buteleczka z zapachem znanym przez każdy nos świata zniknie z europejskich perfumerii. Wszystko za sprawą unijnych regulacji, zakazujących użycia do produkcji perfum szeregu składników potencjalnie niebezpiecznych dla konsumentów. Wiele z nich współtworzy niepowtarzalną zapachową wiązankę…
 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz