Jakiś czas temu do mojej domowej biblioteczki trafiły Zazdrośnice, najnowsza książka
Erica-Emmanuela Schmitta. Nic w tym dziwnego. W końcu jestem niebywałą
wielbicielką twórczości Francuza. A dlaczego o nim na blogu właśnie dzisiaj? Bo
w Zazdrośnicach Schmitt interpretuje
na nowo Romea i Julię, a tak się
składa, że w tym tygodniu (23 kwietnia) obchodzić będziemy 452. rocznicę urodzin
Szekspira i 400. rocznicę jego śmierci (Szekspir najprawdopodobniej urodził się
23 kwietnia 1564 roku i zmarł 23 kwietnia 1616). Zatem kiedy, jak nie teraz?
* * *
O Szekspirze powiedziano już
wiele. Szekspira przetłumaczono na wszystkie możliwe języki, Szekspira
wystawiano, Szekspira ekranizowano, Szekspira interpretowano i reinterpretowano
wciąż na nowo. I tak od wieków. Czy da się zatem na Szekspira spojrzeć ciągle świeżym
okiem? Wyczytać z niego coś innego, do tej pory nie wyczytanego? Da się! I
udowadnia to Eric-Emmanuel Schmitt w swojej najnowszej książce.
Francuz o miłości napisał już
wiele – o miłości dwojga kochanków, o miłości homoseksualnej, o miłości do
domowego pupila, o miłości namiętnej i bezinteresownej. Zazdrośnice to jednak opowieść głównie o przyjaźni – wdzięcznej, uroczej,
wręcz intymnej. O przyjaźni prawdziwej, takiej od serca, z założenia na zawsze.
Z założenia, bo kiedy więzy łączące przyjaciółki zostają wystawione na ciężką
próbę, okazują się nie być tak silne, jak by się początkowo wydawało…
Cztery nastolatki – Anouchka,
Julia, Colombe, Raphaëlle – prowadzą
pamiętniki i to na fragmentach ich dzienników oparta jest książka. Dziewczyny przyjaźnią
się od dziecka. Zwierzają się sobie ze wszystkiego, dzielą się radościami i
smutkami, ufają sobie bezgranicznie, mogą na sobie polegać, wspierają się, po
prostu są. Przekonane o przemijającej miłości i wiecznej przyjaźni, powoli
wkraczają w świat dorosłych, stają się kobietami. Wszystko ulega jednak
zmianie, kiedy Raphaëlle zaczyna
wymieniać wiadomości z pewnym tajemniczym londyńczykiem, z którym rzekomo spotyka
się Julia...
I tutaj wkracza Schmitt. W
perfekcyjny sposób kreuje swoje bohaterki. I mimo, że główne postaci jego
książki to kilkunastoletnie dziewczyny, robi to wyjątkowo wiarygodnie. Ze swoją maestrią sprawdza, jak cienka granica
rozdziela miłość od nienawiści, jak bardzo oddalone są od siebie szczera przyjaźń
i chęć zemsty. Francuz zastanawia się, do czego zdolny jest człowiek zazdrosny
i urażony.
W poszukiwaniu odpowiedzi na te
pytania pisarzowi pomaga Szekspir. „Romeo
i Julia to moja ulubiona sztuka… Już nie pamiętam, ile miałam lat, kiedy
delektowałam się nią po raz pierwszy, bo moja matka, która ma bzika na punkcie
Szekspira, bardzo szybko zabrała mnie na przedstawienie” – pisze Julia w swoim
pamiętniku. Wydarzeniom w Zazdrośnicach
Szekspir jakby akompaniuje, bo fragmenty jego twórczości przeplatają się z
życiem bohaterek, uzupełniają je, czasem tłumaczą ich postępowanie, innym razem
usprawiedliwiają. „Nie potępiam Julii, potępiam miłość, tak jak Szekspir.
Osobiście nie jestem lepsza od Julii. I identyfikuję się z nią” – stwierdza Julia
Schmitta (czy zbieżność imion obu bohaterek jest jedynie kwestią przypadku?).
Schmitt prowadzi narrację wokół Romea i Julii – spektaklu, który ma być
wystawiany w szkole bohaterek. Przygotowania do przedstawienia wydają się mieć drugorzędne
znaczenie dla akcji Zazdrośnic. Dobór
aktorów i opisy prób pojawiają się jakby mimochodem, współtowarzysząc głównym
wydarzeniom. Ale to tylko na pozór. Schmitt, w typowy dla siebie sposób, zderza
losy bohaterek w scenie finałowej. Podczas szkolnego spektaklu. I robi to
genialnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz