środa, 20 kwietnia 2016

Przeczytane, obejrzane… Eric-Emmanuel Schmitt i „jego” Szekspir



Jakiś czas temu do mojej domowej biblioteczki trafiły Zazdrośnice, najnowsza książka Erica-Emmanuela Schmitta. Nic w tym dziwnego. W końcu jestem niebywałą wielbicielką twórczości Francuza. A dlaczego o nim na blogu właśnie dzisiaj? Bo w Zazdrośnicach Schmitt interpretuje na nowo Romea i Julię, a tak się składa, że w tym tygodniu (23 kwietnia) obchodzić będziemy 452. rocznicę urodzin Szekspira i 400. rocznicę jego śmierci (Szekspir najprawdopodobniej urodził się 23 kwietnia 1564 roku i zmarł 23 kwietnia 1616). Zatem kiedy, jak nie teraz?

* * *

książka recenzja

O Szekspirze powiedziano już wiele. Szekspira przetłumaczono na wszystkie możliwe języki, Szekspira wystawiano, Szekspira ekranizowano, Szekspira interpretowano i reinterpretowano wciąż na nowo. I tak od wieków. Czy da się zatem na Szekspira spojrzeć ciągle świeżym okiem? Wyczytać z niego coś innego, do tej pory nie wyczytanego? Da się! I udowadnia to Eric-Emmanuel Schmitt w swojej najnowszej książce.  

Francuz o miłości napisał już wiele – o miłości dwojga kochanków, o miłości homoseksualnej, o miłości do domowego pupila, o miłości namiętnej i bezinteresownej. Zazdrośnice to jednak opowieść głównie o przyjaźni – wdzięcznej, uroczej, wręcz intymnej. O przyjaźni prawdziwej, takiej od serca, z założenia na zawsze. Z założenia, bo kiedy więzy łączące przyjaciółki zostają wystawione na ciężką próbę, okazują się nie być tak silne, jak by się początkowo wydawało…  

książka recenzja

polecane lektury

Cztery nastolatki – Anouchka, Julia, Colombe, Raphaëlle – prowadzą pamiętniki i to na fragmentach ich dzienników oparta jest książka. Dziewczyny przyjaźnią się od dziecka. Zwierzają się sobie ze wszystkiego, dzielą się radościami i smutkami, ufają sobie bezgranicznie, mogą na sobie polegać, wspierają się, po prostu są. Przekonane o przemijającej miłości i wiecznej przyjaźni, powoli wkraczają w świat dorosłych, stają się kobietami. Wszystko ulega jednak zmianie, kiedy Raphaëlle zaczyna wymieniać wiadomości z pewnym tajemniczym londyńczykiem, z którym rzekomo spotyka się Julia...

I tutaj wkracza Schmitt. W perfekcyjny sposób kreuje swoje bohaterki. I mimo, że główne postaci jego książki to kilkunastoletnie dziewczyny, robi to wyjątkowo wiarygodnie.  Ze swoją maestrią sprawdza, jak cienka granica rozdziela miłość od nienawiści, jak bardzo oddalone są od siebie szczera przyjaźń i chęć zemsty. Francuz zastanawia się, do czego zdolny jest człowiek zazdrosny i urażony. 



W poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania pisarzowi pomaga Szekspir. „Romeo i Julia to moja ulubiona sztuka… Już nie pamiętam, ile miałam lat, kiedy delektowałam się nią po raz pierwszy, bo moja matka, która ma bzika na punkcie Szekspira, bardzo szybko zabrała mnie na przedstawienie” – pisze Julia w swoim pamiętniku. Wydarzeniom w Zazdrośnicach Szekspir jakby akompaniuje, bo fragmenty jego twórczości przeplatają się z życiem bohaterek, uzupełniają je, czasem tłumaczą ich postępowanie, innym razem usprawiedliwiają. „Nie potępiam Julii, potępiam miłość, tak jak Szekspir. Osobiście nie jestem lepsza od Julii. I identyfikuję się z nią” – stwierdza Julia Schmitta (czy zbieżność imion obu bohaterek jest jedynie kwestią przypadku?).

Schmitt prowadzi narrację wokół Romea i Julii – spektaklu, który ma być wystawiany w szkole bohaterek. Przygotowania do przedstawienia wydają się mieć drugorzędne znaczenie dla akcji Zazdrośnic. Dobór aktorów i opisy prób pojawiają się jakby mimochodem, współtowarzysząc głównym wydarzeniom. Ale to tylko na pozór. Schmitt, w typowy dla siebie sposób, zderza losy bohaterek w scenie finałowej. Podczas szkolnego spektaklu. I robi to genialnie.  

Lektura dla tych, którzy sądzą, że o miłości napisano już wszystko. Szczerze polecam! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz